niedziela, 5 czerwca 2016

36. Skąd to się wzięło pod moim łóżkiem?

Hej! Z opóźnieniem, (za które serdecznie przepraszam) ale jestem. Ten wpis już na pewno będzie wstępem do wielkiej akcji! Myślałam, że już teraz będzie się działo, ale trzeba poczekać jeszcze trochę. Potem to już same ciekawe wpisy, obiecuję! Miłego czytania ;)






-Nie.
-Tak.
-Nie!
-Tak!
-NIE!
-Trish, do jasnej cholery wyjdź stamtąd!
Powoli otworzyłam drzwi łazienki. W żółwim tempie stanęłam przed nimi. Martin siedział na łóżku. Na mój widok jego nieco zdenerwowana mina zelżała. Patrzył na mnie bez słowa, co jeszcze bardziej mnie frustrowało.
Miałam na sobie żółtą sukienkę z dwoma falbankami, wstążką w pasie i górą całą w cekinach. Nie było to dla mnie proste. Nie pamiętam kiedy ostatnio nosiłam sukienkę, czy nawet spódniczkę. To chyba było jakieś dziesięć lat temu… Nigdy nie lubiłam typowo dziewczęcych rzeczy. Zawsze czułam się w nich bezbronna i niewinna, a te niechciane przeze mnie uczucia sprawiały, że miałam ochotę wymiotować.
- Powiedz coś! – nakazałam. Moja twarz pewnie przypominała dziecko, które zaraz miało się rozpłakać. Najgorsza chwila w moim życiu…
- Wow… - wydusił Marty.
- Powiedz coś konkretnego! – powiedziałam podchodząc do niego.
- Wyglądasz pięknie. Beauty po prostu – uśmiechnął się.
Mimo zdenerwowania, odwzajemniłam uśmiech i grzmotnęłam go w ramię.
- Mam coś dla ciebie – rzekł chłopak sięgając pod moje łóżko.
Zdziwiłam się. No bo co on takiego może mi dać? I skąd to się wzięło pod moim łóżkiem?
Marty wyciągnął szare pudełko. Takie do przechowywania butów. Otworzył je i pokazał mi zawartość. W środku były niskie, żółte trampki.
- Pomyślałem sobie, że skoro już ubrałaś sukienkę, to na pewno nie będziesz chciała nosić szpilek. Kupiłem ci więc żółte trampki. Będą pasować do sukienki. No, przynajmniej kolorystycznie.
Wzięłam pudełko do ręki. Wyjęłam buty i, opierając się o chłopaka, założyłam je na bose dotychczas nogi. Pasowały idealnie. Jakby ktoś specjalnie stworzył je dla mnie.
Ucieszyłam się. Sukienkę jeszcze bym jakoś przetrzymała, ale szpilki? Przecież ja nawet nie umiem w tym chodzić!
- Dziękuję, dziękuję, dziękuję, dziękuję! – krzyczałam przytulając się do chłopaka.
- Jeju, gdybym wiedział, że tak się ucieszysz, to już dawno bym ci kupił te tenisówki.

***  

Muzyka grała w najlepsze. Słychać ją było jakiś kilometr od wielkiej sali balowej, w której była organizowana impreza.
Szliśmy z Martinem kamienną ścieżką. Zaczynało zmierzchać. Mijało nas wiele sportowych aut, starych kabrioletów, a nawet kilka karot. Widać każdy ma swój gust. No bo kto bogatym zabroni?
Kiedy doszliśmy do gigantycznej sali zbudowanej według stylu francuskiego z barokowymi dodatkami, zauważyłam, że przed olbrzymimi schodami, liczącymi chyba ze sto stopni, stoją Arlette i Arthur. Czerwonowłosa miała na sobie śliczną turkusową sukienkę z asymetrycznym, postrzępionym dołem, który przypominał fale morza. Wyglądała obłędnie. Natomiast Arthur wyglądał jak z lat sześćdziesiątych. Biała koszula z krótkim rękawem w malutkie szare kropki oraz czarne spodnie były szczegółem, ale marynarka zarzucona przez ramię i dym z papierosa przyciągały uwagę. Tym bardziej, że oprócz niego jeszcze nikogo tutaj nie przyłapałam na papierosie.
- Cześć – rzuciłam. Ucieszyłam się na widok Arthura, ale nadal byłam zła na Arlette. Pewnie dlatego moje powitanie zabrzmiało chłodno i z wymuszeniem.
- Hej – odparł chłopak przydeptując peta i wydmuchując ostatnie kłęby dymu. – Wyglądasz przepięknie! Jak z katalogu.
Zachciało mi się śmiać. Ton jego głosu był jednocześnie odpychający, jak i przyciągający. Mimo to miałam odwagę, żeby spojrzeć mu w oczy i z zalotnym uśmiechem odpowiedzieć:
- Zupełnie tak jak ty.
Arthur odwzajemnił mój uśmiech. Delikatnie, bo z ostrożnością, wyciągnął do mnie rękę i ujął moją dłoń. Nie miałam nic przeciwko temu.
Staliśmy tak przez chwilę patrząc sobie głęboko w oczy i uśmiechając się do siebie. Niestety, ku mojemu zdziwieniu i rozczarowaniu, ta chwila nie trwała wiecznie.
- Nie chcę wam przeszkadzać, – odchrząknął Martin – ale musimy pójść na obrady.
- Obrady? Jakie obrady? – zdziwiłam się. O czym jeszcze ten chłopak mi nie powiedział?
- W krainie źle się dzieje. Dlatego przed balem zwołano obrady. Trzeba obgadać parę spraw – objaśniła Arlette.
- Ale dlaczego my musimy tam iść?- schowałam swoją złość do kieszeni na rzecz zaskoczenia.
- Piękna, jesteś córką Belli i Bestii. To oni aktualnie rządzą krainą, więc ty po prostu musisz tam być – powiedział Arthur. Jeden, jedyny raz spodobało mi się, kiedy ktoś powiedział do mnie „Piękna”. Mimo wszystko, mam nadzieję, że ostatni.
- Będziemy cię wspierać – dodała Arlette.
Spojrzałam na nią. Dziewczyna uśmiechała się do mnie lekko pełna życzliwości. Przez chwilę zapomniałam o moich urazach i mruknęłam:

- Dzięki.



2 komentarze:

  1. Ja też spóźniona, ale myślę, że jeśli Ci wybaczę to Ty mi też ;)
    Masakra, nie mogę z Martina! "Będą pasować do sukienki. No, przynajmniej kolorystycznie." Gejjj!!
    Arlette jest teraz straszną sztywniarą. Niech powrócidawna ruda!
    Tris będzie mieć teraz królewskie obowiązki, współczuję. Będzie ciulowo, ale ma Arthura. Arczi <3
    No to teraz ma się dziać! Czekam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hah, no nie myślałam, że to będzie wyglądać, jakby był gejem... Nie przemyślałam tego. Arlette jeszcze wróci, ale najpierw muszą się pogodzić ;) O ile się pogodzą... Tak, te obrady to przedsmak jej obowiązków.
      Oj będzie się działo :D

      Usuń