piątek, 29 stycznia 2016

21. Babeczkowe niebo i pewien szczegół...


Wiem, wiem. Dawno mnie nie było. Przepraszam, jeśli kogokolwiek zawiodłam, lecz najzwyczajniej w świecie brakowało mi weny. Ostatnio coś nabazgroliłam, więc może w końcu stanę się systematyczna. Trzymajcie za to kciuki :). Miłego czytania ;)

   Byłam w okolicy kawiarni. Patrzyłam na różne pyszności, które swoim wyglądem zapraszały do środka. Już prawie zaczęła cieknąć mi ślinka.
   I w tym momencie mało brakowało, bym dostała zawału. Przed moją twarzą stanął nie kto inny, jak...
   - Witaj piękna! - powiedział Arthur.
   Byłam jednocześnie zdziwiona i przerażona. Zatraciłam się w babeczkowym niebie, a ten koleś brutalnie sprowadził mnie na ziemię. Z drugiej strony zaskoczyło mnie, że jakąś cząstką mojego mózgu zapamiętał moją facjatę.
   - Em... cześć - wydusiłam w końcu.
   - To dla ciebie - rzekł podając mi małe pudełeczko z kokardką. - Głupio wyszło ostatnim razem... nachlany byłem i tyle... - zaczął drapać się po karku. Ewidentnie zmagał się z wypowiedzeniem tego "magicznego słowa".
   Powoli, z wahaniem, sięgnęłam po prezent i uniosłam wieczko. Moje wytrzeszczone ze zdumienia oczy ujrzały babeczkę z żółtym kremem i czekoladową posypką. Na identyczną gapiłam się jeszcze przed chwilą. Uniosłam brwi i spojrzałam na nieśmiało uśmiechniętego Arthura.
   - Słuchaj, nie byłem wtedy sobą, nie chciałem cię skrzywdzić... Przepraszam.
   Miałam wrażenie, że moje wargi sięgają ziemi. Nikt jeszcze nie przepraszał mnie w taki sposób, nikomu nie zależało na moim wybaczeniu. Nikt jeszcze nie kupił mi babeczki w pudełku...
   - Nie wiem, co powiedzieć... - wychrypiałam.
   - Powiedz jedynie, że chcesz ze mną pójść do kawiarni na te smakowite słodkości - odparł niemalże uwodzicielsko.
   Nic nie odpowiedziałam. Nie mogłam. Chłopak zauważył to. Wziął mnie więc za rękę i zaprowadził do środka budynku.
   - Usiądź gdzieś, ja zaraz wrócę - powiedział, gdy weszliśmy.
   Posłusznie usiadłam przy stoliku nieopodal wejścia, a Arthur podszedł do lady. Po chwili czarnooki usiadł naprzeciw mnie.
   - Mam nadzieję, że lubisz czekoladę, bo zaraz specjalnie dla ciebie przyniosą tort przeprosinowy
- oświadczył.
   - Co?! Nie! Nie chcę! - zaprzeczyłam natychmiastowo.
   - Dlaczego? Nie lubisz czekolady? Kurde, mogłem wziąć truskawkę...
   - Nie o to chodzi! Nie mogę wymagać od ciebie takich rzeczy, to zbyt kosztowne.
   - No coś ty! Nie zapłaciłem za to ani grosza. Mam znajomości - oznajmił.
   - Masz znajomości w kawiarni? - dopytałam zdziwiona nieco.
   - Ja? - prychnął z próżnością - Ja mam znajomości wszędzie!
   Arthur stał się dla mnie zagadką. Czarne oczy współgrające z kruczoczarnymi, odrastającymi już włosami, patrzyły bystrym wzrokiem. W uszach widniały dwa czarne kolczyki i mały tunel. Czerwone usta zastygłe w uśmiechu szczerzyły się teraz do mnie. Chłopak ubrany był w białą koszulkę oraz jeansową kamizelkę pełną ćwieków, agrafek i dziur. Na nogach miał ciemne, skórzane spodnie i glany. Cóż, gość miał wyczucie stylu.
    Bardzo dobrze nam się rozmawiało. Dużo się o nim dowiedziałam. Nie cierpi sportu, w grę wchodzi tylko siłownia. Na jego liście nieznośnych czynności widniało także czytanie książek i nauka, co bardzo nas różni. Nie da się jednak ukryć, że wiele nas łączy. Oboje nienawidzimy tandetnych filmów o miłości i polityki. Ponadto Arthur grał kiedyś na gitarze. On także jest ateistą. No i jeszcze jedno; twardo stąpamy po ziemi.
   Nagle, kiedy właśnie śmiałam się z jego żartu, znów ogromnie się przeraziłam.
   - Co ty wyprawiasz?!
   Martin wtargnął do kawiarni i uderzył pięścią w stół.
   - Stary, wyluzuj... - uspokajał go Arthur.
   - Nie wyluzuję się! Wiesz komu ona jest przeznaczona! Przeznaczenia nie oszukasz!
   - Zapomniałeś o pewnym szczególe - rzekł twardo ciemnooki wstając.
   - Niby jakim?!
   - Nie żyjemy w bajce.