sobota, 5 grudnia 2015

20. Wszędzie tam, gdzie ty

No hej, dawno mnie nie było. Ale już jestem :). Może bez jakiejś zaskakującej, wciągającej bomby czytelniczej, ale przecież muszą być nudne posty, żeby poprzedzały te ciekawe. Miłego czytania :)



    - Trish, ja cię naprawdę bardzo lubię - powiedział dyrektor siadając na swoim krześle z kubkiem gorącej kawy. - Masz świetne oceny, lecz nie jesteś przy tym podlizującym się dzieckiem. Posiadasz temperament. Niestety, jest to jednocześnie twoją zgubą. Ja nie toleruję podłego zachowania i nie znoszę bójek, jednakże ty chyba masz inne zdanie. Muszę cię zawiesić na trzy dni. Dostajesz teraz ostatnią, jedyną szansę dziewczyno. Albo poprawisz swoje zachowanie, albo będziesz zmuszona szukać innej szkoły.Gdybym cię dobrze nie znał, już dawno składałabyś do niej papiery. Mam nadzieję, że wyciągniesz z tego odpowiednie wnioski. Do widzenia, Trish.
   Kiedy zamknęłam za sobą drzwi, byłam bardzo bliska płaczu. Dlaczego moje życie musi być takie trudne, tak niezwykle skomplikowane?
   Przed gabinetem czekał na mnie Martin. Moje oczy napotkały jego spojrzenie i już nie mogłam wytrzymać. Rozpłakałam się jak durne dziecko. Chłopak podszedł do mnie i przytulił mocno.
   - Spokojnie - wyszeptał - Co takiego powiedział dyrektor?
   - Zawiesił mnie na trzy dni - zawyłam.
   - No to nie jest tak źle! Za trzy dni wrócisz i wszystko będzie ok. Nie płacz - uspokajał mnie.
   Dużo mi to dało. Naprawdę. Poprawiło mi to humor. Przestałam się mazać i odsunęłam się od mojego pocieszyciela.
   - Spadajmy stąd - rzuciłam pocierając nos i wychodząc z sekretariatu.
   Poszłam w stronę drzwi głównych szkoły. Z dużą siłą otworzyłam je i puściłam, a Martin idący za mną mało co znów nie dostał w nos. Zdążył wyciągnąć rękę i zatrzymać noso-niszczące drzwi.
   - Sorry - mruknęłam z lekkim rozbawieniem. - Gdzie idziesz?
   - Wszędzie tam, gdzie ty.
   - O nie, nie, nie - zakazałam.
   - A kto mi zabroni? - zapytał z nutą kpiny w głosie.
   - No ja. Słuchaj, jeśli pójdziesz na wagary, to będzie na mnie. Nie rób mi problemów i wracaj do szkoły - powiedziałam.
   Nic nie odpowiedział. Patrzył tylko na mnie tępym wzrokiem, który zdawał się mówić: "Daj spokój, myślisz, że możesz mi czegoś zabronić? Myślisz, że cię posłucham?".
   - Proszę cię. Zrób to dla mnie - powiedziałam jeszcze.
   Przybrał minę, jakby walczył sam ze sobą. Marszczył brwi, a chwilę później unosił je ku górze. Przygryzał wargi, lecz po chwili wydymał je lekko. Po chwili jednak przemówił:
   - Dobrze. Zrobię, jak zechcesz.
   - Dziękuję - powiedziałam i poszłam przed siebie.