piątek, 22 kwietnia 2016

33. Mniej niż pięćdziesiąt cztery

Hej! Niestety ciągle nie mam zbyt wiele czasu na pisanie, tyle się ostatnio wydarzyło... Jednak zdążyłam napisać krótki tekst. Nie ma zbyt dużo akcji, jest raczej wstępem do następnego wpisu, lecz dobrze będzie, jeśli przeczytacie ten króciutki rozdzialik. Miłego czytania ;)



Szliśmy korytarzem zamku rozmawiając się i śmiejąc, jakbyśmy nigdy nie przerwali naszej przyjaźni. W pewnym momencie dosłownie wybuchłam śmiechem, zamykając przy tym oczy. Jednak wciąż szłam dalej. Łatwo można sobie wyobrazić, jaka byłam zdziwiona, gdy opanowawszy się spostrzegłam, że nikt nie idzie obok mnie. Zostałam sama.
Obróciłam się. Zobaczyłam Martina, który stał jakieś sześć metrów ode mnie. Natychmiast zrozumiałam, co się dzieje. Chłopak stał obok drzwi prowadzących do jadalni.
- Chodźmy się najeść – rzekł.
- Nie jestem pewna czy rodzina królewska będzie chciała mnie widzieć – odparłam patrząc na podłogę.
Martin podszedł do mnie. Słyszałam jego kroki. Gdy nadal patrząc na kolorowy dywan ujrzałam jego buty, poczułam, jak chłopak podnosi moją głowę za pomocą palców dotykających podbródek.
- Trish, przecież ty jesteś członkiem rodziny królewskiej. Na pewno nie chowają co do ciebie żalu.
- Przestań – cofnęłam się. – Nie chcę słyszeć, że oni są moją rodziną, póki nie zobaczę jakiegoś dowodu, jasne? – powiedziałam stanowczo, aczkolwiek łagodnie. No, przynajmniej jak na mnie.
- Jasne. Jak słońce – odrzekł. – A teraz chodźmy, bo zaraz padniesz z głodu.
Nie chciałam tam wchodzić i konfrontować się na nowo z tak naprawdę obcymi mi ludźmi. Może i są moimi rodzicami, ale to nie zmienia przecież faktu, że ich nie znam. Praktycznie widzę ich pierwszy raz w życiu.
Jednakże w oczach chłopaka było coś takiego… przyciągającego. To coś sprawiało, że nie mogłam oderwać od nich wzroku i jednocześnie nie mogłam nie zgodzić się na to, by im odmówić. Po prostu musiałam wejść do środka i zmierzyć się ze swoim lękiem, tak jak było trzeba.
Martin otworzył mosiężne drzwi. Przy stole siedzieli już wszyscy oprócz nas. Przełknęłam ślinę, gdy spostrzegłam, że każdy wzrok jest skierowany na mnie.
- Dzień dobry… - powiedziałam cicho pospiesznie siadając na swoje miejsce.
- Dzień dobry – odrzekła lekko zmieszana reszta.
Nie czułam się komfortowo. Za to kiedy tylko ujrzałam te wszystkie wyśmienite potrawy (czyt. naleśniki), poczułam jak bardzo jestem głodna. Nałożyłam sobie na talerz kilka sztuk puszystych placków i polałam je czekoladowym sosem.
Podczas gdy wcinałam ostatni kęs, usłyszałam nieśmiałe pytanie:
- Jak ci się spało?
- Em… dobrze… - odparłam. No bo co miałam powiedzieć? Że spałam na kościelnej ławce?
- To dobrze… - powiedziała Piękna.
- Rano byłam na spacerze – zaczęłam. – Zobaczyłam plakat wyborczy. Podpytałam Martina i zorientowałam się, że niedługo są wybory na Królestwo Przewodnie.
- Racja, zostało coraz mniej czasu do głosowania – potwierdziła Piękna. – Dobrze, że zaczęłaś ten temat, bo mam dla was dobrą wiadomość! Wyprawiamy bal dziś wieczorem, specjalnie dla wyborców. Naturalnie, wy też jesteście zaproszeni. Zaczynamy o osiemnastej!
- Zaraz, zaraz – wtrąciłam. – Bal? Ja nigdy nie byłam na balu!
Nie pamiętam, kiedy ostatnio byłam na imprezie, na którą trzeba ubrać sukienkę. I, szczerze powiedziawszy, nie tęsknię za tymi czasami.
- To będziesz pierwszy raz! Na pewno ci się spodoba! – Piękna była wyraźnie podekscytowana tym wieczornym wydarzeniem – Och, pamiętam czasy, gdy po raz pierwszy udałam się na bal… miałam wtedy czternaście lat. Sala była przyozdobiona białymi jedwabiami i szarymi cyrkoniami, co idealnie współgrało z moją jasną suknią z kołnierzykiem i…
- Bella, przestań – przerwał jej Bestia. - Nie sądzę, by młodzież chciała słuchać o tym, co działo się jakieś czterdzieści lat temu.
Zakrztusiłam się sokiem jabłkowym i prawie wyplułam go na mój talerz oraz na wszystko to, co było w jego pobliżu. Bestia zaczął się śmiać, a Martin, Arlette i Arthur próbowali ukryć swoje śmiechy, lecz niestety, zrobili to całkowicie nieudolnie. Ja natomiast nie wiedziałam jak zareagować.
- Dyret! Jak możesz! – Piękna niemal krzyknęła, było jednak widać, że ma do siebie dystans i po chwili sama zaczęła się śmiać.
Jadalnia wypełniła się wesołą atmosferą. Wkrótce i ja dołączyłam do zbiorowej radości próbując złapać przy tym oddech.

- Tak dla sprostowania, mam dużo mniej na karku niż pięćdziesiąt cztery lata – oznajmiła Bella ze śmiechem.




4 komentarze:

  1. No czekam na ciąg dalszy :)
    Oby kolejny wpis był dłuższy :D
    Czekam z niecierpliwością!
    Do następnego ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Super, jak miilusio! Będzie biba, Dj zapodaje muzę, wszyscy obżerają się chipsami i klawo! Nie mogę się doczekać :)

    OdpowiedzUsuń