Hej! Mam za sobą dzienne spóźnienie, ale mam nadzieję, że mi wybaczycie, bo oto napisałam dłuższy i ciekawszy post, który być może zachęci Was do czytania następnych! Oby tak było. Miłego czytania ;)
Muzyka grała w najlepsze. Słychać ją było jakiś kilometr od
wielkiej sali balowej, w której była organizowana impreza.
Szliśmy z Martinem kamienną ścieżką. Zaczynało zmierzchać.
Mijało nas wiele sportowych aut, starych kabrioletów, a nawet kilka karot. Widać
każdy ma swój gust. No bo kto bogatym zabroni?
Kiedy doszliśmy do gigantycznej sali zbudowanej według
stylu francuskiego z barokowymi dodatkami, zauważyłam, że przed olbrzymimi
schodami, liczącymi chyba ze sto stopni, stoją Arlette i Arthur. Czerwonowłosa
miała na sobie śliczną turkusową sukienkę z asymetrycznym, postrzępionym dołem,
który przypominał fale morza. Wyglądała obłędnie. Natomiast Arthur wyglądał jak
z lat sześćdziesiątych. Biała koszula z krótkim rękawem w malutkie szare kropki
oraz czarne spodnie były szczegółem, ale marynarka zarzucona przez ramię i dym
z papierosa przyciągały uwagę. Tym bardziej, że oprócz niego jeszcze nikogo
tutaj nie przyłapałam na papierosie.
- Cześć – rzuciłam. Ucieszyłam się na widok Arthura, ale
nadal byłam zła na Arlette. Pewnie dlatego moje powitanie zabrzmiało chłodno i
z wymuszeniem.
- Hej – odparł chłopak przydeptując peta i wydmuchując
ostatnie kłęby dymu. – Wyglądasz przepięknie! Jak z katalogu.
Zachciało mi się śmiać. Ton jego głosu był jednocześnie
odpychający, jak i przyciągający. Mimo to miałam odwagę, żeby spojrzeć mu w
oczy i z zalotnym uśmiechem odpowiedzieć:
- Zupełnie tak jak ty.
Arthur odwzajemnił mój uśmiech. Delikatnie, bo z
ostrożnością, wyciągnął do mnie rękę i ujął moją dłoń. Nie miałam nic przeciwko
temu.
Staliśmy tak przez chwilę patrząc sobie głęboko w oczy i
uśmiechając się do siebie. Niestety, ku mojemu zdziwieniu i rozczarowaniu, ta
chwila nie trwała wiecznie.
- Nie chcę wam przeszkadzać, – odchrząknął Martin – ale
musimy pójść na obrady.
- Obrady? Jakie obrady? – zdziwiłam się. O czym jeszcze ten
chłopak mi nie powiedział?
- W krainie źle się dzieje. Dlatego przed balem zwołano
obrady. Trzeba obgadać parę spraw – objaśniła Arlette.
- Ale dlaczego my musimy tam iść?- schowałam swoją złość do
kieszeni na rzecz zaskoczenia.
- Piękna, jesteś córką Belli i Bestii. To oni aktualnie
rządzą krainą, więc ty po prostu musisz tam być – powiedział Arthur. Jeden,
jedyny raz spodobało mi się, kiedy ktoś powiedział do mnie „Piękna”. Mimo
wszystko, mam nadzieję, że ostatni.
- Będziemy cię wspierać – dodała Arlette.
Spojrzałam na nią. Dziewczyna uśmiechała się do mnie lekko
pełna życzliwości. Przez chwilę zapomniałam o moich urazach i mruknęłam:
- Dzięki.
W mini-sali panował gwar. Wszyscy przekrzykiwali siebie
nawzajem. Na środku stał okrągły stół z wyciętym środkiem, wokół którego
siedzieli wszyscy bohaterowie znajomych mi bajek. Wszyscy ubrani w przepiękne
stroje balowe. Roszpunka, Alladyn, Śpiąca Królewna, Kopciuszek, Mulan, Piotruś
Pan i wiele innych postaci.
Odszukałam wzrokiem Piękną i Bestię siedzących na drugim
końcu sali. Wyglądali na bezradnych. Bella miała minę chorego szczeniaka, a
Bestia palcami masował sobie skronie.
Zdecydowałam się do nich podejść. To wcale nie było takie
proste, ponieważ minęło trochę czasu zanim ludzie stojący przede mną usłyszeli,
jak krzyczę, żeby się przesunęli, a kiedy już mnie zauważyli, bo nadepnęli na
moje żółte trampki, to marszczyli brwi próbując skojarzyć sobie kim jestem.
Nikt mnie tu nie znał, choć ja rozpoznawałam wszystkich doskonale.
Prawie każdy miał coś charakterystycznego dla swojej
baśniowej opowieści. Królewna Śnieżka miała bladą skórę, czarne włosy, czerwoną
opaskę na włosach i naszyjnik z soczyście czerwonym jabłkiem. Pocachontas
wyróżniała się indiańskim wyglądem oraz niebieskim naszyjnikiem z szarym kamieniem.
Głowę Tarzana zdobiły dredy, ramiona – mięsnie no i chodził jakoś tak po
małpiemu. Dzwonnik z Notre Dame był niski, garbaty i posiadał wielki nos.
Gdy dotarłam po wielkich męczarniach do celu, Piękna
uśmiechnęła się widocznie zmęczona hałasem.
- Co tu się dzieje? – zapytałam przekrzykując tłum.
- Zwołaliśmy obrady. Niestety, każdy na siłę chce przekonać
resztę do swojego zdania – odkrzyknęła. - Jeszcze nigdy w krainie nie działo
się tak źle, jak teraz i jeszcze nigdy obrady nie były tak głośne i nieuporządkowane.
Skończyły mi się pomysły. No bo co jeszcze mogłabym zrobić żeby ich uciszyć?
Do głowy wpadł mi niesamowity pomysł. Trochę przesadny, ale
to przecież cała ja.
Po dłuższej chwili doszłam do przyjaciół. Powiedziałam, że
trzeba uciszyć tych krzykaczy. Zdradziłam im swój plan, który wydawał się być
dla nim planem doskonałym. Ochoczo wzięli się do roboty.
Poszłam na przeciwną stronę budynku. Stałam teraz między
Meridą Waleczną a Alicją z Krainy Czarów. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Ja,
Martin, Arthur i Arlette staliśmy w czterech różnych stronach świata. Daliśmy
sobie znak, po czym synchronicznie weszliśmy na stół i zaczęliśmy głośno
gwizdać.
Nikt nie zwrócił na nas uwagi. Zaczęliśmy więc krzyczeć,
żeby wszyscy się uciszyli. Nawet groźne okrzyki Arthura nic nie dały – ludzie
jedynie patrzyli na nas jak na bandę debili.
Nie wiedziałam co robić. Pomyślałam sobie, że skoro są to
bohaterowie bajek, to najpewniej są kulturalni i zwrócą uwagę na to, iż grupka
młodzieży musi ich uciszać. Myliłam się. Wpadłam jeszcze na pomysł, by zacząć
biec dookoła stołu, jednak porozrzucane bezładnie papiery i szklanki pełne wody
nie dopuściły do realizacji.
Wtem zobaczyłam, jak Arlette zaczyna wrzeszczeć coś w
stronę swojego brata. Kiedy Arthur usłyszał już jej słowa, rzucił do niej jakiś
mały przedmiot. Dziewczyna bez trudu złapała to coś. Następnie postawiła
krzesło na stół, weszła na nie i przyłożyła to coś do małego punktu na suficie.
Nagle wszystko pojęłam.
To coś to była zapalniczka, a ten punkt, to spryskiwacz
anty-pożarowy.
Momentalnie zaczęło padać. Uruchomił się każdy spryskiwacz,
więc nie było mowy o tym, żeby ktoś wyszedł stąd suchy. Zobaczyłam, jak Arthur
biegnie w stronę drzwi i zaryglowuje je deską. Następnie wysypuje na niego
jakiś pyłek, po którym deska zmieniła swój drewniany kolor na jaskrawozielony.
Tłum postaci z bajek dobiega do drzwi, jednak nikt nie jest
w stanie otworzyć drzwi. Nawet sam Tarzan nie daje rady.
Po chwili paniki deszcz ustaje. Podchodzę więc do stołu i
staję na nim.
- Ludzie! Nie możemy tak na siebie wrzeszczeć i nie słuchać
tego, co mówią inni! – krzyczę. – Jesteście bohaterami baśni o odwadze,
sprawiedliwości, uczciwości oraz szanowania drugiego człowieka, ale jakoś nie
było tego dzisiaj widać. Nauczmy się słuchać siebie nawzajem! Zwłaszcza teraz,
gdy Dreamland przeżywa trudne chwile! Ludzie, ogarnijcie się!
Wszyscy patrzyli na mnie z zamyśleniem. Jasne było, że
dogłębnie zastanawiają się nad tym, co właśnie powiedziałam. Jednakże dziwnie
się czułam, kiedy każdy na mnie patrzył. Moja pewność siebie bardzo szybka
zeszła ze mnie niczym powietrze z przebitej opony.
Wtem Bella przydreptała do mnie w swoich mokrych włosach
opadających jej na twarz. Stanęła przede mną i rzekła:
- To jest Beauty. Nasza córka.
Na początku masz ten sam fragment co w poprzednim wpisie.
OdpowiedzUsuńRany, jakie zamieszanie. Burdel jak nic!
Genialne pomysły Tris chyba trochę nie bardzo wyszły.
Jeśli dobrze pamiętam to od wody Arlette ujawniał się ogon. Teraz też tak się stało? Jaki Arczi ma ogon? Czarny? *.*
Beauty (hihi) jaki polityk! Przemowa godna księżniczki.
I te wszystkie postacie z bajek!! O jejku! Ja już chce poznać dzieci ich wszystkich! Mam nadzieję, że w nadchodzących wpisach dodasz kilka nowych postaci.
Weny bo już się nie mogę doczekać! :*
Co masz na myśli?
UsuńHahah, mówiłam, że będzie rozróba! :D
Masz rację, ale dzięki temu przynajmniej podkreśliłam jej wybuchowy charakter.
O Boże! Tak się skupiłam na napisaniu kolejnego postu, że kompletnie zapomniałam o takiej ważnej rzeczy! Jak mogłam?! No trudno, nadrobię to w następnym wpisie. Jeszcze pojawią się syrenie ogony ;)
O tym samym pomyślałam, gdy skończyłam czytać jej przemowę ;)
Mam w planach jeszcze mnóstwo nowych postaci, także na pewno wielu z nich poznasz =)
Jeszcze tylko tydzień =D