piątek, 4 marca 2016

26. Zamiast drobnej dłoni cały świat

Hej! Miało być dłużej, niestety nie dokończyłam następnego wpisu, więc musicie wytrzymać do następnego tygodnia. Miłego czytania ;)



Przez chwilę nie wiedziałam, co się dzieje. Otworzyłam oczy i ujrzałam cudownie błękitne niebo, przeplatane czysto białymi chmurami. Zorientowałam się, że leżę na soczyście zielonej trawie. Podniosłam głowę i powoli usiadłam. Rozejrzałam się dookoła. Zobaczyłam piękny krajobraz. Łąka pełna pagórków i drzew, a nawet kwiatów. Jedynymi dźwiękami przerywającymi ciszę, były śpiew ptaków i łagodny powiew wiatru. W oddali majaczyło miasto.
- Wstań.
Stanowczy, acz przyjemny dla uszu głos wyrwał mnie z zachwytu nad tak ślicznie naturalnym miejscem. Gwałtownie odwróciłam głowę. Przede mną klęczał Arthur. Uśmiechnął się wyciągając do mnie rękę. Chwyciłam ją i za jej pomocą wstałam.
- Czy ja umarłam? – spytałam oglądając ten raj.
- Nie, no coś ty – zaśmiał się Arthur.
- To gdzie my jesteśmy? – zapytałam nie mając więcej opcji.
- Na Łące Merlina.
Tego nie powiedział Arthur. Usłyszałam głos, którego bardzo, ale to bardzo nie chciałam słyszeć. Czasem wystarczy, że ta przeklęta osoba oddycha tym samym powietrzem co ja, żebym zaczęła się na nią wściekać.
Muszę jednak przyznać, że właśnie dzięki Martinowi przypomniało mi się, co się działo zanim wylądowałam w ogrodzie Eden. Jakaś dziwaczna retrospekcja, wir i bolesne spotkanie z ziemią.
- Pamiętam, ze wskoczyłam w … nie bardzo wiem, jak to nazwać… portal? No, ale ja to ja. A co wy tutaj robicie? – zdziwiłam się.
- Myślisz, że zostawilibyśmy cię na pastwę losu w bajkowej krainie? – powiedziała Arlette przytulając mnie. Nie odwzajemniłam uścisku, więc dziewczyna się odsunęła.
- Bajkowej krainie? – powtórzyłam jej słowa.
- Tak. Łąka Merlina to jedna z krain, w której mieszkają postacie z bajek i baśni – oznajmił Martin.
- Co za brednie. Czy wy kiedykolwiek spoważniejecie? –powiedziałam przewracając oczami.
Odwróciłam się i zamierzałam pójść sobie daleko od nich, lecz natknęłam się na Arthura, który stał za mną.
- Arthur, chodźmy stąd, nie lubię być okłamywana – rzekłam prosząc, by poszedł ze mną.
On jednak tylko patrzył z troską w moje oczy. Dopiero gdy zmarszczyłam brwi, wyczekując jego odpowiedzi, chłopak przemówił:
- Nie jesteś okłamywana.
Moje życie obróciło się o sto osiemdziesiąt stopni. I to nie pierwszy raz. Za każdym razem, kiedy obracam je z powrotem, ono ponownie cię odwraca. Syzyfowa praca.
Mogło teraz zdarzyć się wszystko, ale nigdy bym się nie spodziewała, że usłyszę z ust Czarnookiego takie słowa, w takim znaczeniu. Przecież on właśnie potwierdził, że wierzy w te bzdury. Nie mogę w to uwierzyć. Ja już nawet nie wiem w co mam wierzyć…
- Ty?! I ty, Brutusie, przeciwko mnie?! – krzyknęłam w jego twarz.
- Nie jestem przeciwko tobie – oświadczył łagodnym głosem nie przejmując się moim gniewem.
- Jak to nie?! Najpierw mówisz, jak nie wierzysz w te wszystkie pierdoły, a teraz?! Nagle zmieniłeś zdanie?!
Chłopak westchnął.
- Nie powiedziałem, że nie wierzę. Powiedziałem, że nie wierzyłbym. Nie wierzyłbym, gdybym nie znał prawdy. Teraz to ty musisz poznać całą prawdę. Najpierw jednak musimy dojść do tego miasta. Obiecuję, że zaraz po tym pójdziemy dowiedzieć się wszystkiego, czego tylko będziesz chciała. Zaufaj mi.
Kiedy wypowiadał dwa ostatnie słowa, moim ciałem wstrząsnął dreszcz. A było to spowodowane tym, że ten chłopak chwycił mnie za rękę. Arthur chwycił mnie za rękę. I nie puścił jej. Mocną ją trzymał, jakby zamiast drobnej dłoni, miał w środku cały świat.







4 komentarze:

  1. Ooo! Jakie to słodkie. Zgadzam się co Arthura. I czekam niecierpliwie na też dłuższy wpis!

    OdpowiedzUsuń
  2. Jest nieźle :D
    Ale zmuszasz mnie do czekania :(
    Do następnego.

    OdpowiedzUsuń