- Skąd masz te zdjęcie?! - spytałam gorączkowo wskazując fotografię pośrodku kompozycji.
Do fotografa uśmiechały się dwie kobiety. Rozpoznałam obydwie. Jedna z nich to była pani Rebetle a druga... kobieta ze zdjęcia, które znalazłam w bransoletce.
- To zdjęcie mojej mamy. Dlaczego pytasz?
Martin próbował przyłożyć mi zamrożony groszek do głowy, ale odmachnęłam się.
- O co ci chodzi? - zapytał zdziwiony.
Otworzyłam bransoletkę i wyjęłam pomięte zdjęcie. Trzymałam mu je przed twarzą trzęsąc ręką. Chłopak zabrał mi je i ustawił w swoich dłoniach tak, żeby dobrze je widzieć.
Przymknął oczy. Złapał się za przegrodę nosową.
- Cholera jasna... - powiedział.
Położył swoje ręce za tył głowy. Najwidoczniej był zakłopotany. Najwidoczniej wiedział, o co w tym wszystkim chodzi.
- No co?! Co tu jest grane?! - krzyknęłam.
- Chodźmy na dwór, żeby Paul i Rachel nie słyszeli naszej rozmowy - powiedział kładąc mi rękę na plecach i prowadząc w stronę tarasu.
Na dworze panował już mrok. Staliśmy naprzeciw siebie w milczeniu.
- No?! Wytłumaczysz mi w końcu to wszystko?! - wrzasnęłam przerywając ciszę.
- Na zdjęciu... Na zdjęciu jest moja mama i jej koleżanka... Cholera, to miało być inaczej...
- Co miało być inaczej?! - wrzasnęłam.
- No bo... Bo ta bransoletka jest moja.
Wiedziałam. Serio od początku. Jednak miałam cichą nadzjeję, że to nie on.
OdpowiedzUsuńJakoś niewiele jej wytłumaczył mówiąc, że to koleżanka jego mamy.
Szybko dawaj kolejny i niech lepiej ten kretyn ma zaskakujące informacje bo go zabiję!
~ Cameleon
Tak, to wszystko jest strasznie przewidywalne! Już daję kolejny wpis, spokojnie! ;)
UsuńCometa
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Usuń