- Nie… nie… kategorycznie nie!
Martin rzucił brzydką, srebrną, ołówkową sukienkę na
pozostałe inne brzydkie sukienki leżące na stole. Ta srebrna była już ostatnia.
- Trish, to co ty masz zamiar ubrać? – zapytał zrezygnowany
opierając się o stół.
- Coś, co w nazwie nie ma „suk” ani „enka” – odparłam
zakładając ręce.
- Zostało ci tylko „i”. Nie ma żadnego ubrania o nazwie
„i”.
- Wyciągnij wnioski – rzekłam.
- Hm… czyli pójdziesz nago?
Wybałuszyłam oczy. Wzięłam to co było pod ręką (wzięłam
poduszkę, ponieważ siedziałam na łóżku) i powoli podeszłam do niego pokazując,
że w każdym momencie mogę użyć mojej „zabójczej” broni.
- O nie, zaraz umrę! – powiedział teatralnym głosem.
Chłopak otrzymał pierwszy cios. Trafiłam w ramię. Drugi
cios. Tym razem brzuch. Martin zaczął uciekać. Ja natomiast zaczęłam go gonić.
Moja ofiara wybiegła z komnaty. Podejrzewam, że miał plan
zamku w małym palcu, więc pewnie doskonale wiedział, gdzie biegnie. Ja jednak
opierałam się tylko na tym, co widziałam.
Moja raczej słaba kondycja szybko dała o sobie znać. Po
jakichś osiemdziesięciu metrach korytarza i zbiegania w dół po schodach czułam,
że dłużej już tak nie mogę. Niewiele myśląc, zdecydowałam się rzucić poduszką,
aby zadać ostatni cios. Oczywiście nie trafiłam w cel. Nie byłby to taki
problem, nawet nie spodziewałam się, że trafię. Nie spodziewałam się także, że
trafię w jakąś niebiesko-białą wazę.
Naczynie zachwiało się niebezpiecznie. Domyśliłam się już,
co zaraz się stanie. Rzuciłam się pod postument, żeby złapać tę misterną
dekorację. Jednak ja, niczym zupełny nieudacznik, tylko pogorszyłam sprawę.
Moja noga zahaczyła o postument, na którym stała waza. Naczynie spadło na
ciemno drewnianą posadzkę z głośnym hukiem.
Pocierając ręką obolałe miejsca na ciele po moim nieudanym
skoku podniosłam się i przykucnęłam obok katastrofy. Najprawdopodobniej
porcelanowe kawałki starej wazy były tak małe, że sklejenie tego zajęłoby mi
najpewniej cały tydzień. Nie miałam tyle czasu.
- Trish! Coś ty narobiła?
Spojrzałam na stojącego przede mną Martina. Poczułam, że
blednę. Na pewno wyglądałam jak malutkie, przestraszone dziecko. Jednakże
Martin wydawał się być uosobieniem spokoju, mimo groźnego tonu.
- Chciałam rzucić w ciebie. Nie wiedziałam, że pocisk trafi
w coś co jest cenne! – wyrzuciłam sarkastycznym głosem.
- Szczere – mruknął. – To była waza, którą twoi rodzice
dostali na rocznicę ślubu od księżniczki Mulan. To miało chyba z trzy tysiące
lat!
Nagle zza drzwi znajdujących się niedaleko masakry usłyszeliśmy
śmiech i kobiecy głos, który ewidentnie się do nas zbliżał. Byłam już
przerażona do granic możliwości.
Zobaczyłam, jak klamka lekko się porusza. Odwróciłam wzrok
i spojrzałam na Martina. Kompletnie nie wiedziałam co robić.
Nagle chłopak wykonał jakiś dziwny ruch ręką. Ujrzałam coś
niezwykłego i niemożliwego zarazem. Malutkie kawałeczki stłuczonego naczynia
momentalnie złożyły się w całość, a następnie powędrowały na podest. Drzwi
otwarły się.
- Marty! – wykrzyknęła wysoka, elegancko ubrana kobieta
zauważając Martina. Pocałowała go w policzek odgarniając przy tym swoje blond
popielate włosy.
- Mamo – odparł Martin.
Całkowicie zaskoczona i zdezorientowana wstałam powoli z
podłogi. Co tu się dzieje? Czy ja kiedykolwiek ogarnę, co się dzieje w tej
magicznej krainie?
- Przyjechałam z ojcem na bal i na obrady. O – zdziwiła się spostrzegając bladą szatynkę stojącą pod
ścianą – a to jest pewnie Beauty!
- Mamo, poznaj Trish. Trish, poznaj moją mamę.
Uścisnęłam dłoń szeroko uśmiechniętej kobiety, mamrocząc
słowa powitania.
- Trish. Piękny pseudonim. No, kochani, muszę już lecieć.
Kto by pomyślał, że tyle zajmuje zrobienie wszystkich formalności?
Kobieta zniknęła tak szybko, jak tylko się pojawiła.
Patrzyłam tępo na Martina. Co tu się właściwie wydarzyło?
- Będę musiał długo się tłumaczyć, prawda? – spytał z
nietęgą miną.
"blond popielate włosy"? A jego mamą nie jest Tatiana - Księżniczka i żaba? Powinna mieć chyba popielato brązowe włosy.
OdpowiedzUsuńMagia! Hurra!
Przesyłam całą paczkę magicznego pyłku wenowego do rozpylenia w pokoju :) Wybacz, że tak późno, ale miałam urwanie głowy
Całuski :*
Jego mamą jest Tatiana, tyle że ja nie w każdym przypadku będę się sugerować wyglądem danych postaci z filmów. Jestem przekonana, że czytałam o blond popielatych włosach, ale jeszcze sprawdzę ;) Magia kiedyś musiała nadejść :D Ojej, ten magiczny pyłek baaaaardzo się przyda! E tam, lepiej późno niż wcale :*
UsuńŻyczę ogromnej dawki weny!
OdpowiedzUsuńMAGIA? No nieźle!
Do następnego ;)
Już się nie mogę doczekać :)
Dziękuję! Tak bardzo mi się przyda! Magia musi być! :D No ja też nie mogę się doczekać, ale w tym tygodniu chyba nie będzie następnego wpisu :/
UsuńHej! Dopiero teraz natrafiłam na tego bloga. Muszę przyznać, że podoba mi się ten tekst - piszesz ciekawie, umiesz zbudować atmosferę. Choć rozdziały są krótkie, nie przeszkadza mi to - właściwie nic im nie brakuje. Czekam na następny, chcę wiedzieć, jak dalej potoczy się ta historia!
OdpowiedzUsuńBardzo mi miło, że w ogóle trafiłaś! Cieszę się, że Ci się podoba, to dla mnie nowy zastrzyk weny =) Mam nadzieję, że (mimo chwilowego zawieszenia) dotrwasz do końca historii ;)
Usuń