Strony

piątek, 19 lutego 2016

24. Durny głęboki smutek

Miłego czytania ;)



- Dlaczego ją pobiłaś? Jak mogłaś? – pytała rozczarowanym głosem.
Właśnie wróciłam rozwścieczona z pracy, po tym jak zrobiłam Martinowi awanturę. Miałam pecha z zaistniałej sytuacji pomiędzy mną, a tym zidiociałym głupkiem, lecz także szczęście, że zdarzyło się to wieczorem, kiedy mogłam już wrócić do domu. Dobrze, że do niczego tak naprawdę nie doszło, że zdążyłam się cofnąć… Ciągle zadaję sobie pytanie, co tak właściwie zdarzyło się jeszcze kilkadziesiąt minut temu. Ciągle wodzę językiem po zębach, sprawdzając, czy nadal mam kły, czy to aby nie było złudzenie. Ciągle nie wierzę w to, że zjadłam wiewiórkę.
Może się wydawać, że po takim długim, męczącym dniu pełnym niespodzianek, człowiekowi zostaje tylko paść na łóżko i obudzić się następnego dnia. Dla mnie jednak najwidoczniej to był zaledwie początek tego, co wydarzy się za chwilę.
- Nie wiedziałam co robię. Sprowokowała mnie – zaczęłam wyjaśniać.
- Myślałam, że jesteś silna. Opanowana.
- Jestem silna, lecz nigdy nie byłam opanowana – powiedziałam łamiącym się głosem.
- Trish… Nie tak cię wychowałam.
- Mamo, dobrze wiesz, że mam z nią pod górkę od najmłodszych lat! Zawsze się z nią uporałam rzucając teksty typu „nie obchodzi mnie co myślisz” czy „nie dbam o to” albo „oszczędź sobie zachodu, bo mnie to nie rusza”. Ale wiesz co? Za każdym razem niszczyło mnie to co powiedziała. Za każdym razem. Pamiętam wszystkie jej odzywki, odkąd tylko zaczęła mnie „prześladować”, bo wszystko co mówiła, było prawdą! Nie rozumiem czemu tak to cię zdziwiło, że w końcu nie wytrzymałam?
Ten potok słów wylał się ze mnie niczym rzeka, której właśnie zburzono tamę. Nigdy wcześniej nie przyznawałam się do tego że słowa CeCe mnie bolały, nawet przed samą sobą. Jednak zrozumiałam, że tak było zawsze. Po prostu chowałam to głęboko w sobie. Wiedziałam, że żeby przetrwać, muszę być silna. Kto by pomyślał, że ta siła mnie tak zniszczyła?
- Beatrice, rozumiem, że nie wytrzymałaś. Ale to nie znaczy, że to usprawiedliwienie. Nie można usprawiedliwiać takich rzeczy jak bójka. Tym bardziej, że jesteś dziewczynką!
- Mamo nie jestem dziewczynką! Jestem pełnoletnia do cholery! Poza tym panuje równouprawnienie! I nie wiem o co ci chodzi, bo tej żmii nic się nie stało! Za to ja cierpię do tej pory!
- Jak to nic się jej nie stało? Jej rodzice dzwonili do mnie i mówili, że ma siniaki i zadrapania na całym ciele! Dlaczego kłamiesz mi w żywe oczy?
Dość tego. Jeżeli własna matka nie wierzy tobie, tylko jakiejś zatęchłej, bogatej rodzinie, to znaczy, że już nic więcej nie możesz zrobić. Że to już koniec. Cholerny koniec.
Zarzuciłam więc torbę na ramię, otworzyłam drzwi i wybiegłam z mieszkania.
- Beatrice! Wracaj! Jeszcze nie o wszystkim ci powiedziałam! – krzyczała mama.
Ja jednak nie zwracałam na nią uwagi. Po prostu biegłam. Niestety, nie mam jakiejś super kondycji, więc po ominięciu mniej więcej dziesięciu domów już nie mogłam. Zatrzymałam się na chwilę dysząc i trzymając się za brzuch. Policzki mi płonęły. Na szczęście było ciemno.
Dalej szłam spacerkiem. Powoli, do przodu. Przed siebie.
Po około piętnastu minutach siedziałam na huśtawce w parku. Łagodny wietrzyk rozwiewał moje włosy. Zamknęłam oczy i przysłuchiwałam się odgłosom natury.
- Widzę, że spotykamy się ponownie – to zdecydowanie nie był odgłos natury.
Otwarłam czym prędzej oczy i ujrzałam… no właściwie to nie ujrzałam, bo było straszliwie ciemno.
- Co ty tutaj robisz? – spytałam nie wiedząc, kto stoi przede mną.
- Mógłbym cię zapytać o to samo, wiesz? – powiedział nieznajomy siadając na huśtawce obok.
- Ja zapytałam pierwsza – wytoczyłam argument.
- A ja drugi. Co to zmienia? – odparł.
Nie odpowiedziałam. Nie wiedziałam co powiedzieć. Dlaczego ostatnio wszyscy mają rację?
- Przyszedłem tu, żeby trochę odetchnąć , piękna – odezwał się po chwili wzdychając .
Te jedne słowo. Jedno jedyne słowo. Te jedyne słowo sprawiło, że wiem z kim mam do czynienia. Z kimś, kto najpierw chciał mi zrobić krzywdę, a potem kupił mi babeczkę. Z Czarnookim Arthurem.
- Czym odetchnąć? – dopytałam.
- Życiem. Ostatnio ludzie wokół mają za dużo racji…
Czy on czyta w moich myślach?! Czyżby był tak samo zraniony jak ja? A może jest jakimś psychopatycznym jasnowidzem?
- Teraz twoja kolej – stwierdził.
- Pewnie nie uwierzysz, ale ja mam dokładnie to samo.
- To chyba przeznaczenie, że się tu spotkaliśmy – powiedział śmiejąc się.
Odwzajemniłam jego śmiech, ale stanowczo oznajmiłam:
- Niestety, ja nie wierzę w przeznaczenie.
- Też bym nie wierzył.
Spojrzałam na niego. Ujrzałam tylko zarys jego postaci, ale to wystarczyło, bym dowiedziała się, że patrzy w niebo usiane paroma dużymi gwiazdami. Ja także zaczęłam się w nie wpatrywać.
- Co takiego sprawiło, że wierzysz w przeznaczenie? – spytałam z lekką kpiną w głosie.
- To nie jest tak, że w nie wierzę. Po prostu… po prostu wiem, że ono istnieje – odpowiedział. – Trochę zagmatwane, co? – zwrócił się do mnie.
- Trochę… - przyznałam.
I nagle ogarnął mnie głęboki smutek. Przeznaczenie… A jeśli faktycznie istnieje? Czy przeznaczone mi było stracić rodziców? Tą prawdziwą, biologiczną rodzinę? Czy dane mi było spotkać świra, który twierdzi, że jestem córką postaci z bajek oraz pustą blondi, która codziennie wytyka mi, że nikt mnie nie kocha? Czy nie miałam wpływu na to, że pokłóciłam się z adopcyjną matką, jedyną osobą, która mnie wspiera?
Przez pewien czas wpatrywaliśmy się w gwiazdy. Jedna tu, inna tam, a jeszcze inna tam, dalej. Niby nic takiego. Niby nie ma co podziwiać. Tak myślałam aż do momentu, gdy jedna z nich zaczęła spadać przeplatając niebo jasnym warkoczem. Wytrzeszczyłam oczy, obawiając się, że tylko mi się przywidziało.
- Pomyśl życzenie – nakazał Arthur. Czyli mi się nie przywidziało.
„To irracjonalne”, pomyślałam. Nigdy nie wierzyłam w takie bzdury, jak spełnianie życzeń. Zawsze twierdziłam, że to wszystko kłamstwa. Nadal tak twierdzę, toteż nie rozumiem, dlaczego powiedziałam to co powiedziałam, a mianowicie:
- Chciałabym wreszcie zobaczyć moją prawdziwą rodzinę.
Durny głęboki smutek. Przynosi mi wstyd. Uderzyłam się ręką w czoło. Zabolało. Jestem idiotką. Najpierw się poniżam, a później poniżam się jeszcze bardziej. Czy mogłoby być gorzej?
- Trish!
A jednak mogło.



Dziś jedno życzenie ma okazję się spełnić. A Wy macie jakieś marzenia, pragnienia, życzenia? Jeśli tak, pochwalcie się w komentarzu ;)

5 komentarzy:

  1. Wydać książkę! *.* A Ty?
    Och jaka urocza chwila. Arthur to super koleś.
    Szkoda, że pokłóciła się ze swoją mamą, ale totalnie ją tozumiem. Bunt nastolatki.
    Ale ja się cieszę, że w tym rozdziale nie było tego ... No ... Martina.
    No to do następnego! Wpadnij za dwa tygodnie na i-wanna-be-righto.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Hm... Trochę tego jest, ale jedno z największych pragnień, to chyba to, że chciałabym, żeby wszystko w moim życiu weszło do odpowiednich szufladek :) Na początku chciałam uniknąć tej kłótni, ale po prost się nie dało :D Już obczajam tą Waszą stronkę! ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jakiś dłuższy wpis, podoba mi się :3
    Zwrot akcji - jest spoko :D
    Za dużo marzeń, by mówić ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jakiś dłuższy wpis, podoba mi się :3
    Zwrot akcji - jest spoko :D
    Za dużo marzeń, by mówić ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To świetnie, cieszę się :) Szkoda, że nie opowiesz :D

      Usuń