Strony

piątek, 12 lutego 2016

23. To "coś"

Hej! Zmieniłam wygląd bloga, co o tym myślicie? Wygląda ładniej teraz, czy lepiej wrócić do tego, co było wcześniej? Dajcie znać. No i nareszcie staję się systematyczna! Wpisów można spodziewać się co tydzień w piątek (o zmianach będę informować), można też się spodziewać więcej akcji i dziwnych, nowych wydarzeń. Miłego czytania ;)



Na krótki czas straciłam pamięć, nie wiedziałam co robię. Kiedy już się otrząsnęłam, nie miałam pojęcia, co się właśnie stało.
W jednej chwili popijam wodę w kuchni, a w drugiej stoję na trawniku w ogrodzie.
Dziwne, co nie?
Jednak nie to jest najgorsze.
Najgorsze jest to, że nagle poczułam coś między zębami.
Wyjęłam „to coś”.
To była sierść.
Ruda, kłaczasta sierść.
Najgorsze jest to, że właśnie zjadłam wiewiórkę.
Zjadłam wiewiórkę.
Jasna cholera, ja zjadłam wiewiórkę!!!
Ogarnęło mnie jakieś dziwne uczucie, jakby odrętwienie. Jakby czas się zatrzymał. No ale co w tym takiego dziwnego? Dziwne jest to, że zjadłam wiewiórkę.
O rany, to jeszcze do mnie nie dociera.
Wtem poczułam, jak ktoś okrywa mnie kocem i prowadzi szybko do domu, że aż potykam się o własne nogi.
- Spokojnie, zaraz wszystko będzie w porządku – uspokajał mnie Martin ciepłym głosem.
Chłopak zaprowadził mnie do kuchni i posadził na wysokim krześle obrotowym. Poprawił koc, którym byłam owinięta i zaparzył mi herbatę. Przejęłam od niego kubek z wielką wdzięcznością. Kiedy już się napiłam na tyle, by się rozgrzać, Martin zaczął ścierać coś z mojej twarzy zwilżonymi chusteczkami. Gdy zobaczyłam zaczerwienienie, już wiedziałam, że to krew tego nieszczęsnego, rudego stworzenia.
- Co to było? – zapytałam cichutko, a jednak słyszalnie.
- Instynkt – wyszeptał Martin. – Uaktywnia się. To dla nas normalne.
- Dlaczego w tak okropny sposób? – spytałam.
- Zdaje się, że takie rzeczy to dla tygrysów normalne. No wiesz, codzienna czynność.
- Co ty pieprzysz? – powiedziałam sama dziwiąc się z jaką siłą je wypowiadam. – Nie jestem żadnym tygrysem.
- To twoje bajkowe wcielenie – rzekł Martin.
- Bajki nie istnieją, pogódź się z tym w końcu i przestań wkładać mi do głowy te wszystkie kłamstwa!
Znów się przez niego nieźle wściekłam. Odrzuciłam koc, moja złość wystarczyła, by mnie ogrzać. Ten koleś jest po prostu wkurzający!
- Skoro bajki nie istnieją, to dlaczego Arlette ma ogon, kiedy tylko dotknie wody? Dlaczego ja jestem pokryty śluzem, kiedy przez dłuższy nie całuję się z dziewczynami? Dlaczego właśnie zjadłaś wiewiórkę? Dlaczego masz kły?
STOP! Kły?! Jakie kły?! Jakie cholerne kły?!
Wyłupiłam oczy i natychmiast sięgnęłam do moich zębów. Dotykałam palcami każdą małą, białą kostkę, aż dotarłam do… kłów.
Co ja takiego zrobiłam?! Dlaczego to wszystko mnie spotyka?! Dlaczego te wszystkie dziwactwa pojawiły się w moim życiu?! Nie mam już na to siły. Ja już w ogóle nie mam siły.
Ukryłam twarz w dłoniach. Miałam ochotę płakać. Najzwyczajniej w świecie rozbeczeć się. Przez ułamek sekundy, to nawet tego chciałam. Jednak z moich oczu nie popłynęły nawet najmniejsze łzy. Jestem żałosna. Nie umiem płakać. To już dno…
- Hej, spokojnie. Zdaję sobie sprawę, że to trudne, ale obiecuję ci, że wszystko się ułoży – szeptał Martin.
Momentalnie spojrzałam głęboko w jego duże, szarawe oczy. Wpatrywałam się w nie, aż zobaczyłam coś, czego jeszcze w nich nie widziałam. Nie potrafię opisać co to jest, tyle w tym uczucia. W tym jednym, jedynym spojrzeniu. Wywoływało zaufanie i ogólną błogość. Bezpieczeństwo.
- Obiecujesz? – spytałam szeptem.
- Obiecuję – wyszeptał bez zastanowienia.
Jego głos był niski, kojący. Ciepły i przekonujący. Miły. Słowo wypowiedziane przez niego zawisły w powietrzu. Nieustannie powtarzałam to w myślach. „Obiecuję”. Czy rzeczywiście stanie się tak, jak mi obiecał? Czy wszystko będzie w porządku?
Nagle coś wyrwało mnie z zamyślenia. To „coś” było niebezpiecznie blisko mojej twarzy. Niebezpiecznie blisko moich ust. Nasze twarze dzieliło już tylko kilka centymetrów.
Martin właśnie próbował mnie pocałować.

5 komentarzy:

  1. Bleee ... Ten gif jest cudowny! Ale błeee! O fuu. Nie, nie. Zabraniam wam się całować dzieci!
    Ale jestem ciekawa czemu ona zjadła tą wiewórkę.
    Strasznie się cieszę, że wpisy będą już regularnie :)
    No to weny posmarowanej kajmakiem i bitą śmietaną! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wow, szybka jesteś! Wiedziałam, że Ci się spodoba :D Wszystko przez ten instynkt ;) Hah, dziękuję bardzo! :D

      Usuń
  2. Jeśli chodzi o moje zdanie, to blog teraz wygląda lepiej ;)
    Coraz więcej się dzieje, to mi się podoba :D
    Z niecierpliwością czekam do następnego piątku :3
    Cieszę się, że wena dopisuje :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To dobrze, też tak myślałam :) Ja też się ogromnie cieszę! :D

      Usuń
  3. Twój blog został nominowany do LBA http://lloye.blogspot.com/2016/02/zwiastun-oraz-lba-4.html

    OdpowiedzUsuń