środa, 2 września 2015

10. Leżącego się nie kopie

    Sobotni poranek. Dzień sprzątania... Jak zawsze mi się nie chce. Jak zawsze nikogo to nie obchodzi.
    Dałam dzieciom poszczególne zadania. Dziesięcioletnia Daria miała wytrzeć kurze ze wszystkich mebli i urządzeń. Jedenastoletni Diggie miał wyczyścić każdy mebel, Dawid, dwunastolatek, miał wyszorować całą łazienkę na błysk. Mamie kazałam odpoczywać i się nie przemęczać, sama zaś wzięłam się za mycie podłóg. Następnie ugotowałam obiad, a dzieci po nim posprzątały. Później umyłam okna i zrobiłam pranie, a moje rodzeństwo musiało jeszcze podlać rośliny i poodkurzać. W ten sposób przyszedł wieczór i wszyscy byliśmy zmęczeni. Wspólnie przygotowaliśmy kolację i po niej posprzątaliśmy. Potem dzieci oglądały z mamą telewizję, a ja miałam spokój i czas na naukę.
    Miałam zamiar uczyć się do późnej nocy. Przez nową prace nie mam czasu na odrabianie, czy podganianie tematu. Zostają mi więc weekendy i lekcje oraz przerwy. Jednakże około dziewiątej godziny przerwał mi to telefon. Arlette zadzwoniła do mnie.
    - Halo? - powiedziałam.
    - Hej! Dzwonię, bo mam do ciebie propozycję - oświadczyła podekscytowana.
    - Jaką? - zdziwiłam się.
    - Chodźmy razem na imprezę!    
    - Na imprezę? Kiedy? Na jaką? - wypytywałam.
    - Teraz! Na jakąkolwiek! Na dyskotekę czy coś!
    - Wiesz, to nie bardzo jest mój klimat... - odparłam zniechęcona.
    - No coś ty! Na pewno będziemy się dobrze bawić! Nie jesteś zmęczona wkuwaniem, pracą i wszystkim innym? - zapytała jakby czytając mi w myślach.
    - No jestem, dlatego nie bardzo mi się to uśmiecha.
    - Och daj spokój! Przecież masz osiemnaście lat, a  nie czterdzieści siedem! Rozerwij się!
    - Jeszcze mam siedemnaście...
    - Oj przestań już! Nie daj się prosić!
    Nastała cisza. Nie lubię imprez dyskotekowych, ale Arlette ma rację, bo w końcu raz na jakiś czas można chyba odetchnąć. Jednak nie bardzo mi się chciało ruszyć z domu. Czarno to widziałam.
    - Trish? Jesteś tam? Czy może już jesteś w drodze do mojego domu? - rzekła.
    - No dobra... Pójdę - powiedziałam.
    - Jupi! - dziewczyna ucieszyła się.
    - Jednak mam warunek - zarzekłam stanowczo.
    - Jaki?
    - Jeśli mi się nie spodoba, wracamy do domu.
    - Hm... - słychać było, że Czerwonowłosa zastanawia się przez chwilę - Ok. Zgadzam się. Za piętnaście minut masz być u mnie!
    - Powiedz mi tylko gdzie mam pójść, jeszcze u ciebie nie byłam.
    Wymieniłyśmy się adresami. Ja podałam swój z bólem serca, bo nasze mieszkanie to niestety, trzeba przyznać, jakaś rudera, lecz nie chciałam jej okłamywać, bo nie widziałam w tym sensu. Okazało się, że dzielą nas tylko dwie ulice, więc kwadrans nie stanowił problemu, by dojść do mojej przyjaciółki.
    Nie za bardzo wiem, co się ubiera na takie imprezy. Co prawda widzę takie sceny w telewizji, lecz ja nie miałam nic podobnego do ubrania, co nastolatki w tych serialach. A nawet, gdybym miała, to i tak nigdy coś takiego by nie zawitało na moim ciele. Koniec końców więc założyłam spodnie z dziurami, niebieską bluzkę, skórzaną kurtkę z ćwiekami oraz moje nierozłączne buty glanopodobne.
    Zostało mi dziesięć minut. Powinnam zdążyć. Wyszłam z pokoju, powiedziałam mamie, że idę na dyskotekę i wyszłam pomimo zdziwionego wzroku mojego opiekuna.

                                                                                                                                        ***

    Po chwili dzwoniłam już dzwonkiem do drzwi. Widać było, że rodzice Arlette mają dobry gust. No i duże pieniądze. Zamieszkali w dość drogim bloku, gdzie mieszkania mają po co najmniej osiemdziesiąt metrów kwadratowych, więc to już coś. Klatka schodowa nie była szara i cała w graffiti, lecz miała ciepłe kolory i była bardzo zadbana.
    - Cześć! - rozmyślania przerwała mi Czerwonowłosa otwierając mi drzwi.
    Dziewczyna bardzo zaskoczyła mnie swoim ubiorem. Założyła czarne, skórzane, obcisłe spodnie i buty, co się nazywają lity zaś u górnej części ciała widniał granatowy top w białe grochy i białym kołnierzykiem oraz czarna, skórzana kamizelka z ćwiekami. Na jednej ręce miała białą frotkę, a na drugiej czarną rękawiczkę bez palców. Wyglądała jak nie ona.
    - Wow... Wyglądasz... jak nie ty... - wydusiłam.
    - Dzięki. Chyba. Ty za to wyglądasz jakbyś nie szła na imprezę.
    - Yyy... to znaczy? - spytałam nie do końca wiedząc o co chodzi.
    - Chodź - powiedziała ciągnąc mnie za rękę do swojego pokoju.
    Jej pokój był jakieś trzy razy większy od mojego. Dominował tu kolor czerwony, czarny i miejscami turkusowy. Nie zdążyłam się jednak dobrze przyjrzeć, bo dziewczyna usadziła mnie siłą na krześle przed toaletką.
    - Co zamierzasz zrobić? - zapytałam przerażona.
    - Wymalować cię! Ciuchy masz nawet ok, ale na tej twojej ładniutkiej twarzy i tak przydałby się makijaż.
    Czy ona powiedziała "ładniutka"? O ludzie...
    - Nie ma mowy! Nienawidzę kosmetyków! A skoro moja twarz jest "ładniutka" - wypowiedziałam z obrzydzeniem - to chyba nie potrzebuję tej całej tapety.
    - No niby tak, ale zobacz. Masz nierówne brwi, lekko popękane usta, kilka piegów i jednego, małego pryszcza na skroni. To wszystko można poprawić.
    - Słuchaj, jeszcze dwa lata temu miałam tyle pryszczy, że było je widać z kilometra, moje brwi to był istny las, a usta były popękane i całe w opryszczkach. Nic mnie to nie obchodziło, kompletnie nic i z czasem przeszło. Pryszcze wychodzą mi rzadko, brwi są przerzedzone a usta wyglądają lepiej, więc nie narzekaj - powiedziałam przypominając sobie moją szesnastkę.
    - No dobra, rozumiem, ale no weź, tylko na jeden wieczór! - prosiła.
    - Nie! - odparłam kategorycznie.
    Nie mam zielonego pojęcia, jakim cudem dziesięć minut później miałam rozjaśnioną twarz, wyrównane i przyciemnione brwi, wydłużone rzęsy oraz nałożony cień do powiek, a usta były przeciągnięte różowawym błyszczykiem.
    - No i co? Nadal ci się nie podoba? - spytała Arlette.
    - Nie, nie podoba.
    - A tam, gadasz. Chodźmy już.
    Do klubu weszłyśmy bez problemu. Na początek zamówiłyśmy sobie sok z wódką. Kiedy tak sączyłyśmy nasze napoje, dziewczyna powiedziała:
    - Zobacz, jaki przystojniak tam stoi - wskazała dyskretnie na ostrzyżonego na zapałkę chłopaka z kolczykami w uchu i czarną bluzą.
    - Nie szukam chłopaka. Nie bawi mnie to - odparłam.
    - Nonsens. Mnie nie chodzi o podryw tylko o to, że najprawdopodobniej jest dilerem.
    Niemalże wyplułam mojego drinka. Czy ona chce ĆPAĆ?!
    - Arlette... Nie znałam cię od tej strony... - wykrztusiłam.
    - Co? Nie! Ja nie zażywam dragów. Zawsze chciałam spróbować, to fakt, ale nikt nigdy by mi w tym nie towarzyszył, więc jeszcze tego nie zrobiłam. Może zrobimy to razem? - zaproponowała.
    - Nie... Mam za dużo na głowie, żeby odlecieć - odmówiłam stanowczo.
    - Właśnie o tym mówiłam - rzekła podpierając głowę dłonią.
    Widać było, że się zawiodła, lecz ja nie miałam ochoty robić z siebie zombie.
    - A skąd wiesz, że to diler? - spytałam ratując atmosferę.
    - To mój brat.
    Zamurowało mnie. Całkowicie. Znowu.
    - Co tak wyglądasz, jakbyś ducha zobaczyła? - spytała.
    - Nie sądziłam, że twój brat zajmuje się takimi rzeczami.
    - Nikt tak nie sądził. Ale nikomu nie wypaplaj, bo będzie kiepsko! - zastrzegła.
    - No jasne.
    - Idę potańczyć. A ty? - powiedziała Arlette zsuwając się ze stołka.
    - Nie, dzięki. Poczekam na ciebie.
    - Ok.
    W ten sposób zostałam sama z moim napojem. Prawie go wypiłam, więc poprosiłam o jeszcze jeden.
    Po około pół godzinie wypiłam już pięć drinków. Na szczęście alkohol teoretycznie na mnie nie działa, więc jeszcze twardo stąpałam po ziemi. Czerwonowłosa dalej tańczyła, a mi już zbrzydła ta bębniąca w uszach muzyka, więc wyszłam przed klub. Oparłam się o ścianę i wpatrywałam się w przejeżdżające samochody.
    - Hej, lala!
    Tak, koleś mówił do mnie. Podniosłam głowę i zobaczyłam brata mojej przyjaciółki. Przewróciłam oczami.
    - Arthur jestem - powiedział pijany.
    - Taaa... Jak dobrze wiedzieć - odparłam ironicznie.
    - A ty jak się wabisz, kotku?
    - Pantera, wiesz - wypaliłam.
    - Uuu, ktoś tu jest groźny - zaczął nawijać na palec pasmo moich włosów.
    - Odwal się, gościu! - powiedziałam strząsając jego dłoń.
    - Lubię takie ostre dziewczyny. Może postawię ci drinka?
    W tym momencie Arthur chwycił mnie mocno w talii i zaczął całować po szyi. No nie! Tego już dość! Zaczęłam go odpychać tak mocno, jak tylko mogłam, lecz w ogóle nie reagował. Tylko jeszcze mocniej mnie przycisnął. Próbowałam go kopnąć tam, gdzie blask księżyca nie dochodzi, ale zbyt mocno do mnie przywarł i nie miałam jak ruszyć kolanem. Wyciągnęłam więc ręce i zacisnęłam na jego szyi.
    Nie musiałam jednak długo go dusić, bo nagle poczułam lekki powiew wiatru i pijak leżał na ziemi. Poradziłabym sobie sama, jednak ktoś mnie wybawił. Stał teraz nad leżącym i kopał go.
    - Przestań! - krzyknęłam.
    Głowa mojego wybawcy odwróciła się w moją stronę. Dałabym sobie rękę uciąć, że patrzył na mnie jak na wariatkę.
    - Leżącego się nie kopie - powiedziałam twardo.
    Bohater spojrzał na Arthura i zaczął biec przed siebie.
    - Hej! - pobiegłam za nim - Nie zdążyłam ci podziękować!
    Biegłam za nim chwilę, lecz on był szybszy. Jedyne co zdążyłam zrobić, to zedrzeć z jego ręki bransoletkę. Chłopak jednak biegł dalej.

4 komentarze:

  1. Arlette jaka ... Zabawowa?To chyba najlepsze określenie jakie znajduję. No i w końcu zaczyna się robić bardzo ciekawie!
    BŁAGAM! BŁAGAM PO GRÓB NIECH TO NIE BĘDZIE TEN PALANT!!!!!!! To by było takie schematyczne, tak przewidywalne i nudne, że pożal się Boże!
    Ale wpis jak na razie mój ulubiony :) najbardziej zaciekawił mnie Arthur Diler ;)
    No to tyle. Więc weny większej od księżyca, którego światło nie pada na członki Arth'a ;)
    ~ Cameleom

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że tak Ci się spodobał. Arthur Diler trochę zamąci, ale to za jakieś 10 wpisów? Ale na pewno jeszcze się pojawi :) Och dziękuję, bo to nie lada życzenia XD Tobie również tego życzę!
      Cometa

      Usuń
    2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń