poniedziałek, 24 sierpnia 2015

7. To nie są wiersze

    Budzę się z czerwonymi, niewyspanymi oczami. Nie mogłam zasnąć. Byłam przejęta całą tą sytuacją. Obok mnie znajduję jeszcze śpiącą Darię. Sprawdziłam, która jest godzina. Szósta rano. Mogłyśmy jeszcze spać. Tyle, że ja miałam z tym problem.
    Rozejrzałam się po pokoju. Jedno duże łóżko, na którym śpimy było po prawej stronie. Nad nim było okno, a obok mieścił się stolik nocny. Po lewej stronie od drzwi stała stara toaletka, którą mama miała jeszcze po babci. Odrabiałam na niej lekcje. Naprzeciw niej była równie stara szafa. To wszystko, co miałyśmy w pokoju. Ściany pierwotnie były białe, ale w tej chwili, jak wszędzie zresztą, są tak brudne, że są szare.
    Wzięłam z parapetu mój telefon. Kupiłam sobie pierwszy lepszy, żeby mama mogła do mnie zawsze zadzwonić w razie czego.
    Na nim była godzina ósma dwadzieścia. Spojrzałam na wiszący zegar. Sekundnik się nie ruszał. Baterie musiały się wyczerpać. O nie, dzieci spóźnią się do szkoły!
    - Daria! Daria wstawaj! Szybko!
    - Co...? - powiedziała zaspana.
    - Jest dwadzieścia po ósmej!
    Pognałam do pokoju chłopców.
    - Wstawać! - krzyczałam - Pobudka! Spóźnicie się do szkoły! Dwadzieścia po ósmej!
    Pobiegłam do kuchni. Wzięłam płatki i zimne mleko. Nie ma czasu na ciepłe. Zalałam trzy talerze wypełnione płatkami i postawiłam na wyspę.
    Weszłam do pokoju. Szybko przebrałam się w jeansy, jasną bluzkę i katanę. Wzięłam plecak i ruszyłam do szkoły. Nie chciałam być z niej wyrzucona.
    Biegłam jak szalona. Kiedy w końcu przeszłam cała zdyszana przez próg klasy, wszyscy patrzyli na mnie, jakbym była zwariowanym gorylem.
    - Bardzo... przepraszam... za... spóźnienie - wysapałam opierając się na kolanach. Po tych słowach podniosłam się i usiadłam w mojej ławce.
    Teraz klasa patrzyła na mnie, jakbym uzdrowiła trędowatego. Wieloryb, nasza nauczycielka też. Nazywamy ją tak, bo... no cóż, gruba jest. I zawsze ubiera się na niebiesko. Zawsze.
    Tylko Martin patrzył na mnie z lekkim uśmiechem. Odwróciłam głowę. Nie chciałam na niego patrzeć.
    Dzwonek zadzwonił. No nie! Przyszłam na koniec lekcji! Klapnęłam się w czoło i przejechałam dłonią w dół twarzy.
    - Trish, zostań - oświadczyła Wieloryb.
    Podeszłam i oparłam się o pierwszą ławkę. Kiedy wszyscy wyszli, nauczycielka przemówiła:
    - Spóźnienie. Znowu. Jak tak dalej pójdzie, to...
    - Wywalą mnie ze szkoły - urwałam. - Wiem o tym. Jednak dzisiaj to był czysty przypadek. Zegar, który zwykle mnie budzi, stanął. Nic za to nie mogę. Przykro mi. Proszę tego nie zgłaszać. To będzie ostatni raz.
    Patrzyła na mnie tymi swoimi wielorybimi oczami zastanawiając się nad popozycją.
    - Dobra, - rzekła po chwili - niech będzie. Ale następnym razem nie wpiszę ci spóźnienia, tylko nieobecność.
    - Dobrze, poprawię się. Obiecuję.
    Wyszłam z klasy kierując się do biblioteki. Arlette już tam czekała.
    - Cześć - powiedziałam rzucając torbę na stół i siadając na krześle w mój ulubiony sposób.
    - Siema. Co ty taka zdenerwowana? I czerwona? - wypytywała.
    - Wywalą mnie ze szkoły - oświadczyłam.
    - Co?! Dlaczego?! - Czerwonowłosa panikowała.
    - Znowu spóźniłam się na lekcje. Jesz z dwa razy i wylatuję. Nie mogę wylecieć ze szkoły. Mama mnie zabije, a potem będę musiała iść pieszo na drugi koniec miasta.
    - O Dragonie...  - westchnęła Arlette.
    Dziewczyna uwielbiała smoki. No i piosenkarza Dragona.
    - Ta... Muszę przestać się spóźniać i wagarować. Katastrofa.
    - Tragedia! Kurde, szkoda. Nawet nie zdążyłyśmy wagarować razem - żaliła się.
    - Właśnie. Ale to na jakiś czas. Może za trzy miesiące, na końcówce roku szkolnego uda nam się uciec z budy. Na razie nie, bo muszę tu zostać - powiedziałam smutno.
    - No trudno... Jakoś przeżyjemy ten kryzys. Chciałabym być z tobą w klasie, a nie chodzić do drugiej a. Tam są same kujony, głupki i blondynki.
    - U mnie wystarczy, że jest jeden głupek i jedna blondi i już jest piekło. Ale ja dam im wszystkim popalić! Wyobrażasz sobie, że przez tego Martina wywalili mnie z roboty?!
    - Co ty gadasz! Jak ja mu przywalę... - Czerwonowłosa wstała ze stolika i przybrała pozycję bojową.
    - Nie! - krzyknęłam na całą bibliotekę. Tym razem nikt na mnie nie syczał.
    - Czemu? - Arlette wzruszyła ramionami zdziwiona.
    - Z tego co wiem... - zaczęłam. Sama nie wiedziałam dlaczego tak zaprotestowałam - Z tego co wiem, to dostałaś naganę za kolor twoich włosów. Jeśli go uderzysz, dostaniesz kolejną, a wtedy też będziesz miała ultimatum. Nie ryzykuj.
    - W sumie racja... - dziewczyna najwidoczniej to kupiła.

                                                                                ***

    - Ej Trish!
    Znajomy głos. Ile bym dała, by stał się zupełnie nieznajomym!
    - Czego ty jeszcze ode mnie chcesz?! - wyparowałam.
    - Chyba wypadł ci zeszyt z torby. Znalazłem pod dwójką.
    Chłopak podał mi duży brulion spięty drucianymi kółkami.
    - Ale... On nie jest podpisany. Skąd wiedziałeś, że jest mój? - spytałam zdezorientowana.
    - No... Zobaczyłem odrysowany twój naszyjnik na okładce. Otworzyłem notatnik i rozpoznałem twoje pismo.
    - Aha - powiedziałam odwracając się.    - Swoją drogą - zawołał, a ja odwróciłam się - ładne piszesz wiersze.
    To nie wiersze! To są przypadkowe, rymujące się wersy, które akurat przyszły mi do głowy, a ja je zapisałam... No dobra, to są wiersze. Ale nie mam do nich sentymentu. Jak jakieś fajne zdania wpadną mi do głowy, to je zapisuję i tyle.
    Najgorsze jest to, że on je czytał! Miałam ochotę wyrwać mu wszystkie włosy, wydłubać oczy i wypalić usta.
    - Ty durny psycholu! Jak możesz czytać moje notatki?! Nienawidzę cię! Jesteś najgorszą rzeczą, jaka mi się w życiu przydarzyła! - krzyczałam.
    - Dzięki, miło mi to słyszeć, od kogoś, kto prawie oblał mnie koktajlem - rzucił.
    Miarka się przebrała. Ten koleś był nie do zniesienia! Jeszcze nikogo takiego nie spotkałam w życiu, kto miałby tyle pyskowatości, przemądrzałości i takiego temperamentu!
    - Masz tupet! Ale ja nie chcę cie znać! Od chwili, kiedy cię poznałam, wszystko się w moim życiu wali! Wszystko! Przez ciebie grozi mi wydalenie ze szkoły, przez ciebie wylali mnie z pracy! Wszystko, co złe mi się przytrafia, jest przez ciebie! - wypaliłam.
    - Och... Przepraszam... Nie wiedziałem... Przykro mi - wydusił zdziwiony.
    - Przykro ci. Przykro ci, że świat mi się wali. Że nie mogę utrzymać rodziny. Że mogę już nigdy więcej nie zobaczyć twojej facjaty i chodzić do innej szkoły. Przykro ci.
    Pokręciłam głową i odeszłam szybko w kierunku biblioteki. Mam już go dość. Mam wszystkich dość. Mam wszystkiego dość!


2 komentarze:

  1. Auć... No to przesrane. Ale może jak wywalą Trish ze szkoły to będzie mogła pracować. Może ...
    Ale ten koleś to totatla porażka!!!!! Nie znoszę go! Uch!
    No i tyle. Mam nadzieję, że w następnym Trich w koncu mu nawpierdziela
    ~ Cameleon :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak... no, łatwo jej nie będzie. Hm... zastanowię się nad tym ;)
      Cometa

      Usuń