Mówiłam, ze długo nie trzeba będzie czekać... Jednak trochę się pozmieniało, trochę przedłużyło i tak wyszło, że wstawiam dopiero dzisiaj. Cieszcie się czytaniem ;)
Od śmierci taty nie mamy zbyt wiele pieniędzy. Świadczą o tym pozdzierane, brudne tapety i zniszczone meble. Zwłaszcza, że mama poważnie choruje. Jej renta nie jest zbyt wysoka, nie starcza na leki, żywność, rachunki, ubrania i inne wydatki. Renta po ojcu trochę nam ułatwia życie, ale to i tak za mało. Moja praca w kafejce internetowej sprawia, że jest nam dużo lżej. Co prawda to tylko pół etatu, ale zawsze coś.
W kafejce witam się z resztą pracowników, zakładam fartuch i staję za ladą.
Po sprzedaniu kilku ciast na ladzie jest pełno okruszków. Odwracam się, żeby wyjąć szmatkę. W tym samym momencie usłyszałam dzwonek.
- Już idę! - zakomunikowałam.
Stanęłam przodem do klienta. No nie!
- To znowu ty?! - niemal wrzasnęłam.
Przede mną stał uśmiechnięty od ucha do ucha Martin. Jak zwykle zresztą.
- To znowu ja - wzruszył ramionami. - To co? Powiesz mi, na którym piętrze mieszkasz?
- Ani mi się śni. Zamawiasz coś, czy zamierzasz dalej hamować kolejkę.
Chłopak obejrzał się za siebie.
- Jaką kolejkę? Za mną nikogo nie ma - oświadczył.
- A szkoda - powiedziałam.
- Masz takie ładne iskierki w oczach, kiedy się wściekasz - powiedział.
- Martin, spadaj stąd - syknęłam.
- O, chyba po raz pierwszy wypowiedziałaś moje imię. To jakiś cud.
Posuwa się za daleko. Mam go już serdecznie dość! Położyłam łokcie na ladzie i podpierając głowę dłońmi rzekłam słodko:
- Może koktajl na koszt firmy? Masz ochotę?
- W sumie byłoby fajnie - odparł z tym swoim zadziornym uśmiechem.
Podeszłam do maszyny, nacisnęłam guzik i do szklanki wlał się truskawkowy koktajl. Włożyłam do środka słomkę i wracając do "klienta" wylałam całą zawartość w jego stronę.
Niestety. Mój przeciwnik najprawdopodobniej przewidział to i w odpowiednim momencie nachylił się, a wtedy truskawkowa bomba trafiła w przygrubawego, łysego pana, który nie przewidział, że jego zamówienie przybierze taki zwrot akcji.
- O nie... - powiedziałam zakrywając usta dłońmi i wyłupiając oczy - Bardzo pana przepraszam!
Wyszłam zza lady z chusteczkami i zaczęłam go wycierać.
- Tak mi przykro! - rzuciłam.
- Mnie chyba bardziej... - odrzekł zdezorientowany całą sytuacją.
- Jeszcze raz przepraszam. To nie miało tak być - ciągnęłam.
- Po prostu daj mi kostkę placka z adwokatem.
- Już daję.
Po zapłacie za zamówienie mężczyzna powiedział jeszcze:
- Nienawidzę truskawek.
I wyszedł.
- To wszystko przez ciebie! - skierowałam się do Najbardziej Durnego ze Wszystkich Durniów.
- Nie zwalaj wszystkiego na mnie - Martin śmiał się do łez - Ja tylko zamówiłem koktajl.
- Ty... - zaczęłam.
- Do zobaczenia jutro w szkole! - krzyknął wychodząc.
Ukryłam twarz w dłoniach. Ten koleś sprawia, że wszystko idzie źle!
Co za dupek!!!
OdpowiedzUsuńTo niestety wszystko co mam do napisania
Sorry
~ Cameleon
Hahahahahaha :D Nie wiem dlaczego, ale rozbawiło mnie to. W sumie, masz rację. Krótko, zwięźle i na temat ;)
OdpowiedzUsuń