piątek, 5 lutego 2016

22. Od ucieczki po wiewiórkę.

Hej, hej, hej! Nareszcie nie jestem spóźniona! I, jako zadośćuczynienie, postanowiłam, że dzisiejszy wpis będzie nieco dłuższy od reszty. Może nie jakoś dużo, może akcja nie jest jakoś mocno rozwinięta, ale pozostawia, lecz najpierw musi być nudno, żeby potem było ciekawie! Miłego czytania ;)



Wracałam do domu z nie do końca udanego spotkania. Myślałam, że chłopcy zaraz się pobiją. Z ich oczu ciskały pioruny. Nie chciałam być świadkiem tego wydarzenia, więc kiedy oni obrzucali się obelgami, ja wzięłam torbę i po cichutku stamtąd uciekłam. Nawet tego nie zauważyli.
Już widziałam dach bloku, gdy zabrzęczał mój telefon wygrywając piosenką AC/DC "You shook me all night long".
   - Halo?
   - Beatrice? Witaj, tu pani Rebetle. Martin zdążył mi już wspomnieć o tym, ze zostałaś zawieszona.
   Przystanęłam. Nie dość, że ten koleś ciągle coś spieprzy, to jeszcze okazał się być maminsynkiem. To koszmarne połączenie...
   - No tak... Ale co w związku z tym? - zapytałam niepewnie.
   - Czy... Czy to było coś poważnego?
   - No cóż... Trochę tak... - kiedy pracodawca dzwoni z takim pytaniem, najprawdopodobniej przestanie być on pracoDAWCĄ, tylko pracoODBIORCĄ. Trzeba ostrożnie dobierać słowa. - Lecz to było pod wpływem silnych emocji, gwarantuję, że to nie jest moje normalne zachowanie.
   - Hm... No dobrze...
   Po tych słowach nastała cisza. Zastanawiałam się, czy czasem się nie rozłączyła. Po chwili jednak słyszę pewien cichy trzask dochodzący z słuchawki, jakby zamykanie drzwi.
   - Pani Rebetle, właściwie to dlaczego pani do mnie dzwoni? - spytałam obawiając się, że zaraz rzeczywiście stracę pracę.
   - Ja chciałam zapytać, czy mogłabyś pracować przez te trzy dni od dziewiątej rano do ósmej wieczorem, lecz nie jestem pewna czy to dobry pomysł...
   Napięcie chyba sięgnęło zenitu. Moje serce waliło jak bębny rockowej kapeli. Dodatkowe pieniądze zawsze się przydadzą, zwłaszcza gdy praca nie jest trudna.
    - Zapewniam panią, ze to dobry pomysł. Nic złego się nie stanie, obiecuje.
   - Hm... No dobrze, niech będzie. Po moim i męża powrocie należycie wynagrodzimy cię za nadgodziny. Za chwilę widzę cię w moim domu.
   - Dobrze, nie pożałuje pani, naprawdę!

   Rozłączyłam się i zawróciłam uradowana biegnąc w kierunku willi państwa Rebetle.


***


   Ding dong. Gdy zadzwoniłam dzwonkiem do drzwi, wiedziałam, że zaraz stanę przed trudnym zadaniem. Będę musiała się opanować i nie robić żadnych głupstw. Dobrze że mama spala i nie przeprowadziła ze mną żadnej psychologicznej gadki.
   - Dzień dobry - powiedziałam, kiedy wrota się już otwarły.
   - Dzień dobry - odparła panie Rebetle. - Wejdź do środka. - westchnęła pokazując ręką kierunek, w którym mam się udać. - Słuchaj, - powiedziała wskazując na mnie palcem - jeśli wrócę i coś będzie nie tak, cokolwiek, to pożałujesz, ze twoja stopa kiedykolwiek tu stanęła, zrozumiano?
- Tak, oczywiście - odparłam nieco przestraszona.
- Dobrze. Jedziemy. Jutro przyjdź o tej samej godzinie. Bądź tu dopóki Rachel nie zaśnie. Obiad w lodowce. I niech cię ręka Boska broni przed jakimikolwiek wybrykami! Do zobaczenia! - rzekła i zniknęła za drzwiami.
- Do zobaczenia - odpowiedziałam cicho. 

***


- Zaraz cię zniszczę! – rzekł Paul.
- Nie ma mowy! – zaprotestowałam.
Graliśmy w wyścigówkę na konsoli.
Kiedy Paul już mnie zniszczył z okrzykiem wielkiego zadowolenia, usłyszeliśmy pukanie do drzwi.
- Wejść! – krzyknął Paul.
W drzwiach ukazał się Martin. Moim ciałem wstrząsnęło pewnego rodzaju obrzydzenie, lecz niestety, nie mogłam się na niego rzucić z pięściami, ponieważ to by oznaczało moją przegraną w wyścigach.
- Czego chcesz ciemnoto? – rzuciłam przybijając piątkę Paulowi.
- Zdaje się, że to nie twój pokój – bąknął.
- Masz rację. Ale to też nie twój pokój, więc nie masz prawa wstępu – teraz przybiłam „żółwika”.
- Dwa – zero dla Trish. Jak się zakończy ta rozgrywka? – skomentował młody blondyn.
Martin spojrzał na niego gniewnym i jednocześnie zdumionym wzrokiem.
- No co tak patrzysz? Nie moja wina, że dziewczyna jest od ciebie lepsza – rzucił Paul przybijając mi piątkę.
- Ale to ty to powiedziałeś, więc ty poniesiesz karę! – krzyknął Martin i rzucił się na młodszego brata.
Rodzeństwo zaczęło się łaskotać, tłuc i śmiać na łóżku, na którym wszyscy siedzieliśmy. Ja śmiałam się z nich w niebo głosy.
Po jakimś czasie przestali. Roześmiani usiedli, jak na chłopaków przystało.
- Tak właściwie, to przyszedłem do ciebie – powiedział uspokojony Martin.
- Do mnie? – zdziwiłam się.
- Tak. Widzisz.. no bo my jeszcze nie zaczęliśmy tego referatu z biologii.
Matko! Zupełnie mi to wyleciało z głowy! Uroki liceum…
- Super… Kiedy to zrobimy? – spytałam z niechęcią nie tyle co do biologi, co do niego..
- Może teraz? – zaproponował.
- Jestem w pracy! – rzuciłam kładąc rękę na ramieniu Paula.
- Daj spokój, rodziców nie ma, a szkraby raczej sobie poradzą w domu pełnym zabawek.
- Nie jestem szkrabem ty staruchu! – zaprotestował Paul bijąc go w ramię.
- Dobra, dobra. Jak tam chcesz – zbagatelizował go Martin. – Więc jak?
- Hm… Grać w wyścigówki z dziewięciolatkiem, czy robić projekt z głupkiem? – zastanawiałam się głośno. – Wybór jest chyba oczywisty – odpowiedziałam w końcu.
- Głupkiem? Dlaczego głupkiem? – zdziwił się chłopak.
Popatrzyłam na niego wściekłym spojrzeniem, które miało mówić: „Zniszczyłeś mi spotkanie z Arthurem wygadując jakieś niestworzone rzeczy ty świrze!”.
Martin chyba mnie zrozumiał.
- Chodź na korytarz, proszę – poprosił.
Ani drgnęłam.
- Chcesz, żebym cię stąd wyniósł na rękach? - spytał znając odpowiedź.
Uniosłam brwi, lecz oprócz tego nie ruszyłam się.
Martin podszedł do mnie i chwycił moją nogę.
- Nie dotykaj mnie! - krzyknęłam kopiąc go.
Dla świętego spokoju wstałam i opuściłam pokój ze skrzyżowanymi rękami. Ostatnie czego pragnę, to jego szczeniackie i żałosne, a przede wszystkim nieszczere przeprosiny, lub inne durne gadki.
Chłopak zamknął drzwi od pokoju Paula. Ja oparłam się o ścianę.
- Słuchaj, bardzo mi przykro, że zepsułem twoje… spotkanie. Nie do końca chciałem, żeby tak wyszło. Przepraszam. Po prostu bardzo się wkurzyłem, bo…
Zatrzymał potok słów. Sprawiał wrażenie, jakby zastanawiał się nad doborem odpowiednich słów. Ja jednak traciłam swoją cierpliwość.
- No co? Wkurzyłeś się bo co? – ponaglałam.
- Bo mi na tobie zależy – wypalił pod presją.
Moje oczy przybrały wielkość talerzy. Nie byłam pewna, czy dobrze usłyszałam, lecz chichot dobiegający zza drzwi obojgu dzieci utwierdził mnie w tym.
To on ciągle mnie denerwuje, śledzi, irytuje, wkurza i przyprawia o mdłości i mówi mi, że mu na mnie zależy? Tak właściwie to co to oznacza? Jeszcze nigdy nie usłyszałam czegoś takiego z ust chłopaka. Co ja mam myśleć? To dobra nowina, czy zła? Moja głowa jest pełna sprzeczności.
- Jestem głodna – rzuciłam nagle i spiesznie zeszłam po schodach do kuchni z głową wypełnioną wszelkiego rodzaju myślami.
Wyjęłam szklankę z szafki wiszącej i nalałam do niej wody, po czym wypiłam szybko parę łyków. Musiałam otrząsnąć się i wrócić na Ziemię. Odstawiłam naczynie na blat i wpatrywałam się w ogród za oknem. Soczyście zielony trawnik, basen, kilka drzew, pełno kwiatów, wybrukowana ścieżka, wiewiórka… wiewiórka. Wiewiórka. Wiewiórka! Wiewiórka!!! WIEWIÓRKA!



4 komentarze:

  1. Wiewiórka? O co kaman?
    Ach zamknij się ty palancie! (pamiętam jak ma na imię, ale żeby nie zszargać mojej reputacji uznajmy, że nie) Co on sobie myśli? Jest skończonym dupkiem. Psuje wszystko i zawsze oczekując, że jak jest Całyśnym Księciem to mu wszystko wolno? O nie, nie, nie! Pocałuj się w 4 litery zieloną pomadką!
    Och te dzieci, jakie one kochane *instynkt macierzyński*
    Pani PracoOdbiorca serio mnie przestraszyła.
    No cóż było w miarę ok, dłużej tak jak obiecałaś i łaknę więcej! Strasznie się cieszę, że udaje Ci się wrzucać coraz częściej :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fajnie, że wywołuję u Ciebie tyle emocji :D Już mam kolejne opowiadanie, więc nie będzie problemu z systematycznością (no, przynajmniej na jakiś czas). Za 7 dni kolejny wpis ;)

      Usuń
  2. Wreszcie coś dłuższego! :)
    Tak czułam, że on chce jej to powiedzieć. Tylko nie zrób z tego typowego romansu, pls. :D
    Jestem ciekawa czy ona tłumi swoje uczucia i tak naprawdę też chciałaby czegoś więcej, czy po prostu najzwyczajniej w świecie nie chce mieć z nim do czynienia w żaden możliwy sposób...
    No, cóż... Cały czas czekam na więcej! :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hah, pożyjemy, zobaczymy :) Typowy romans to to na pewno nie będzie :D za 7 dni kolejny post :D

      Usuń