Strony

poniedziałek, 21 września 2015

17. Nieistniejący dowód

Dość późno wstawiam, ale wpis jest dłuższy niż zwykle.

P.S. Szukałam pewnego obrazka do któregoś z wpisów i natknęłam się na ten:

To chyba jakieś przeznaczenie! ;)
Miłego czytania ;)



        - Gdzie idziemy? - zapytałam.
- Już mówiłem. Po dowód.
- Nie fatyguj się, bo ten twój "dowód" nie istnieje.
- Istnieje. Zobaczysz sama.
- A gdzie ten nieistniejący dowód się mieści?
Chłopak milczał.
Chwilę później staliśmy w pokoju Arlette. Tak, mojej Czerwonowłosej przyjaciółki.
- Przyszliśmy po dowód - powiedział Martin.
- Jaki dowód? - Arlette nie rozumiała.
Chłopak się rozejrzał. Zobaczył szklankę wody na biurku. Podszedł do niej i wziął ją. Wrócił na miejsce.
- Nie! - rzuciła Czerwonowłosa podnosząc brwi i zasłaniając się rękami.
Było jednak za późno. Martin wylał całą zawartość szklanki na moją przyjaciółkę. Pięć sekund później runęła na ziemię.
- No wiesz?! Mogłeś mnie chociaż złapać! - krzyknęła leżąc na podłodze.
To co ujrzałam, sprawiło, że miałam ochotę uciec. Arlette była pokryta turkusowymi łuskami. Wyrósł jej ogon. Ona była syreną!
Zasłoniłam usta dłońmi. Nie wiedziałam co powinnam była zrobić. Pójść sobie? Położyć ją na łóżko? Czy może wrzeszczeć?
Ja jednak zrobiłam coś innego. Przeskoczyłam przez nią i ruszyłam do drzwi. Niestety, chłopak był szybszy. Znów zasłonił drzwi swoim ciałem.
- Nie ma mowy - powiedział.
Przybrałam wściekły wyraz twarzy. Nie wytrzymałam i uderzyłam go. Dałam mu z liścia. Tylko tak porządnie. Od razu zaróżowił mu się ten jego policzek.
- Wypuść mnie! - zażądałam.
- Nie.
- Rusz się!
- Nie!
Martin po raz pierwszy odgryzł mi się. Przeciwstawił się. Podniósł na mnie głos. Nie ukrywam, że trochę mnie zamurowało.
- Czy ktoś może mi w końcu pomóc wrócić do normalności?!
Spojrzeliśmy w stronę syreny, która nadal leżała twarzą do ziemi. Wykorzystałam sytuację i jakimś dziwnym ruchem naskoczyłam na drzwi, jednakże Martin złapał mnie w talii i przerzucił przez ramię.
- Puszczaj! - wrzasnęłam.
- Ani mi się śni! - odparł.
Chłopak zostawił mnie pod łóżkiem i siłą przywiązał moją rękę do poręczy sznurkiem, który leżał na biurku i jednocześnie przytrzymując mnie tak, żebym mu nie uciekła. Co za zatęchła szumowina z niego. Następnie podszedł do Arlette, przeczołgał ją do łóżka i położył na nim, po czym zdjął swoją kurtkę i zaczął nią wycierać ogon Czerwonowłosej.
- Ale wiesz, że na krześle wisi ręcznik? - rzekła syrena.
Martin spojrzał w stronę krzesła. Rzeczywiście, wisiał na nim czerwony ręcznik. Nim jednak zdołał cokolwiek zrobić, ogon Arlette stopniowo, powoli przemieniał się w nogi.
- Uff! - powiedziała dziewczyna siadając normalnie na łóżku.
Chłopak oparł się o ścianę. Podrapał się po głowie. Nastała cisza. Nikt nie wiedział, co powiedzieć.
- Więc... - zaczął Martin po chwili - Jesteś syreną, Arlette. Opowiedz, dlaczego.
- Ja mam się tu produkować?! To ty wtargnąłeś tu z Trish, perfidnie oblałeś mnie wodą, po czym upadłam na twarde panele i mnie nawet nie przeprosiłeś. Ty jej wytłumacz - obruszyła się.
- Zgaduję, że jesteś córką Ariel, co? - wyrzuciłam beznamiętnie patrząc tępo na stolik nocny.
- No tak... - potwierdziła Czerwonowłosa - Jestem córką Ariel i Ericka z baśni "Mała syrenka". A ty jesteś córką Belli, choć zapewne już o tym wiesz.
Nic nie odpowiedziałam. To bez sensu... Całe moje życie legło w gruzach. Syreny istnieją... to bajki chyba też, co nie...?
- Odwiąż mnie. Muszę zdjąć kurtkę - przemówiłam w końcu.
Martin przeciął więzy. Wstałam. Patrzyłam w jego oczy oddalone od moich zaledwie o kilkanaście centymetrów. A później znów uderzyłam go w twarz. A później uciekłam z tego wariatkowa.


2 komentarze:

  1. No nareszcie! Chociaż nie dowiedziałam się nic nowego. Zaskocz mnie czymś w końcu.
    A ja dalej go nie lubię. Nie, nie zaimponował mi. Nadal jest łajzą
    ~ Cameleon

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Postaram się! :) Łajzą? Dlaczego łajzą? xd
      Cometa

      Usuń